Leżę w łóżku i próbuję wygonić się z niego, wszak jeszcze muszę trochę ogarnąć zanim goście zjadą na obiad. Dzisiaj, przy okazji soboty, zostaną złożone mi życzenia z okazji poniedziałkowych urodzin. Nie minęło mi to życie, do tej pory, jak jeden dzień, bynajmniej. Oglądając się wstecz, mam wrazenie, że dni, miesiące i lata wlekły się niemiłosiernie. Pamiętam, że mając dwadzieścia parę lat czułam się jak babcia. Dzisiaj może nie czuję się jak babcia…, ale jestem zmęczona. Zmęczona, to dobre określenie na to co siedzi we mnie. Nie dopadł mnie też żaden dołek emocjonalny, ani kryzys wieku średniego, bynajmniej. Jestem w lepszej kondycji psychicznej, emocjonalnej, a być może i fizycznej, niż jakieś 15 lat temu. I chociaż z reguły swoich urodzin nie organizuję, to przy takiej okrągłej liczbie Piękny mi nie podarował i trzeba było stać w kuchni od dwóch dni i pichcić, dzisiaj będziemy konsumować. Dzisiaj też zapewne odspiewają mi sto lat…i może, nieśmiałe i niepewne może, będę się tym cieszyć. I przyznać się muszę, że jestem okrutnie ciekawa prezentów jakie dostanę. Szalenie miło jest dostać w końcu jakiś prezent, z pewną przykrością uświadomiłam sobie, że mało ich dostawałam, zapewne związane jest to z tym, że swoich urodzin nie organizowałam;). Dziwnie bardzo, a może tak nie bardzo, po tylu latach odprawiać nie dla Pięknego, ani dla Małego Księcia urodziny. Dzisiaj to ja będę gościem honorowym i to mi będą składane życzenia…, tylko jak to pogodzić że staniem w kuchni i usługiwaniem wszystkim;)). Jakbym miała fartuch to wdziałabym go na Pięknego i zapędziła do kuchni. Dodatkowo musiałabym jeszcze wyzbyć się przekonania, graniczącego z pewnością, że akurat te czynności wykonuję szybciej i lepiej niż on. Ale dzisiaj postaram się bardziej udzielać w towarzystwie, a nie przestać prawie całej imprezy w kuchni. W końcu 40-stka do czegoś zobowiązuje, to wybiorę sobie właśnie takie zobowiązanie;)