Dziwne czasy i dziwne definicje. Albo być może ja inaczej myślę i moje myśli zbłądziły na manowce-kto wie. Dziwią mnie odpowiedzi, zazwyczaj pań, czy też panienek, mających zapewne dziwne przekonanie o sobie samych, że są feministkami. Jak dla mnie trochę trąci to karykaturą, albo też i groteską. Pada odpowiedź od wyżej wymienionych typu: nie sądzę, aby takie pytania zadawano mężczyznom i dlatego też ja nie odpowiem. O ile mi wiadomo, do dzisiejszego dnia włącznie, żaden mężczyzna nie urodził dziecka, stąd dla mnie rzeczą oczywistą jest, że nie będą w jego kierunku padać takie zapytania, które z natury rzeczy, a raczej z natury ludzkiej, przekraczają jego możliwości fizyczne. Nasza natura, jaka jest, rządzi się swoimi prawami i nie ma co przymykać oczy na to co dla nas niewygodne. Czy feministkom pasuje, czy też nie wpisuje się to w ich ruch- jak świat światem, kobiety rodzą dzieci, a nie mężczyźni. I tak już medycyna poszła daleko do przodu i wiele rzeczy, które jeszcze parę lat temu nie były do pomyślenia, są w zasięgu naszej ręki, o ile w tej ręce jest odpowiednio wyliczona kwota pieniędzy. Być może w pytaniu (panienka zbliża się do zastraszającego wieku 30 lat i dziennikarz zapytał jej czy w związku z tym nie myśli o dzieciach) tym chodziło o wiek- to ta odpowiedź też mi nie pasuje, bo słyszałam nie raz, jak dziennikarz pytał się mężczyzn o ich plany i jak te plany mają się do dzieci- więc jak dla mnie strzał w kolano. Być może nie miała odpowiedzi na to zapytanie, albo odpowiedź nie była przeznaczona dla tak licznej rzeszy ludzi-stąd wszystkim znany i rozumiany ruch feministyczny -ale jak dla mnie to raczej nieudana wersja i bardziej takim szafowaniem na prawo i lewo feminizmem wyrządzają szkodę, niż jakikolwiek pożytek.
Następny objaw udanego inaczej feminizmu, to przypadek kiedy to kobieta tłumaczy mężczyźnie, że jest puchem marnym i w ogóle co on by zrobił bez tej kobiety, że zginąłby marnie i w boleściach itp. Kiedy pada zapytanie owego mężczyzny, co też ta kobieta robi, albo w czym też jest lepsza- padają takie mniej więcej słowa: a kto by Ci prasował, prał, robił obiad, wychowywał dzieci- i cała litania i cały standard czynności, które były przypisywane w zeszłym wieku i to na początku jego istnienia, nikomu innemu jak kobiecie, która nie pracowała, tylko siedziała w domu i pilnowała tzw. domowego ogniska.
Poważnie „feministki”? To jest równouprawnienie? Jak dla mnie średnio trafione. Mnie nie przekonują w ogóle, a raczej jak już to można dojść do całkiem innych wniosków słuchając takich „feministek”. Ja bym nazwała je całkiem inaczej, ale według mnie daleko im do feministek.