Koniec końców jesteśmy znowu w domu niejako uziemieni. Mały Książę łyka antybiotyk i krzywi się okrutnie na prebiotyk. W przyszłym tygodniu kontrola. To, że jest mi to wszystko nie na rękę chyba nie muszę pisać. Nie dość, że chorowanie przez Małego Księcia nie należy do moich ulubionych rozrywek i spędzania wolnego czasu, to, że to jest akurat czas w którym potrzebuję czasu na swoje sprawy, a niestety przez chorobę Małego Księcia ten czas został mi zabrany. Nawet w nocy nie mogę nadrobić, bo nocki też niestety zostały opanowane jeszcze w większym stopniu gorączką niż dnie. Mam nadzieję, że antybiotyk chociaż tę gorączkę odgoni i będzie mógł wypocząć i nabrać sił. Później będziemy dochodzić i odbudowywać jego żołądek i resztę układu pokarmowego zniszczonego przez antybiotyk. W dodatku mąż narzeka też na swoje zdrowie. Szlachetne zdrowie…coś nas omija ostatnio.