Prześladują mnie 3 sny. Od lat powtarzają się z mniejszą, czy też większą częstotliwością. Nie wiem od czego są zależne i co je wywołuje z czeluści mojej duszy. Zakopane, zasypane, zapomniane, wydzierają się niekontrolowaną nocą i żądzą się swoimi prawami. Jeden z nich jest szczególny. Jest jak kotwica opuszczona w konkretny dzień i konkretne zdarzenie. Zawsze budzę się we łzach i pełna nadziei, że gdy moja głowa położy się na poduszce nawiedzi mnie inny sen. Zawsze jest kontynuacja. Ta niemoc, rzucona na niełaskę mojej podświadomości miotam się w moim własnym prywatnym koszmarze. Budzę się i oddycham z ulgą, że to tylko sen. Ale gdzieś z tyłu głowy przez cały dzień kołacze się natrętna myśl. Kiedy znowu wypłynę za daleko w otwarte morze beztroski, kiedy stracę czujność, kiedy znowu moja własna kotwica ściągnie mnie na dno. Bo przyciągnie…, jedyna rzecz której jestem pewna. Będzie ściągać mnie do końca moich dni i jeszcze jeden dzień dłużej.
Sny.
Opublikowano