Na przełomie listopad-grudzień świat obiegła wiadomość o pierwszych genetycznie zmodyfikowanych bliźniakach. Założenie było takie, aby dzieci były odporne na wirus HIV. Chiny to w dużej mierze dla mnie jak i Rosja, „to nie kraj, to stan umysłu”. Oczywiście jak to bywa z apetytem, rośnie w miarę jedzenia. Zaczęło się od wirusa HIV…nie chcę myśleć na czym się skończy. Jestem bardzo sceptycznie nastawiona do tego projektu…,bardzo. Mam nadzieję, że tutaj motorem tego wszystkiego były dobre chęci, ale jak stare porzekadło mówi, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Moje przeczucie/intuicja czy zwał, jak zwał, podpowiada mi, że to nie może się dobrze skończyć. Gdy już taka machina poszła w ruch…zbudujemy sobie piekło na ziemi. Pocieszam się, że piekło to nie będzie za mojego pokolenia, ani pokolenia Małego Księcia. Może to czarnowidztwo, może się mylę, obym się myliła. Po raz pierwszy w życiu szczerze i bardzo silnie chciałabym się mylić i żeby moje złe przeczucie nie spełniło się za żadnego pokolenia. Jednak jak na moje oko, niesiemy światu, a raczej nam samym, zagładę tak…, czy inaczej.