Wszystkie ozdoby na choinkę robione były przeze mnie. Bombki w koronki, wstążki, brokaty itp. Naturalne szyszki pomalowane, albo i nie no i serduszka/gwiazdki zrobione z masy sodowej. Nieprzesadnie i na pewno nie na bogato. Na dniach przyjdzie nam z Małym Księciem dorobić masy sodowej i wycinać serduszka i gwiazdki itp. bo duża część nie wyszła cało z jego wczorajszej np. bitwy z wrogiem. Wróg, jak rozumiem naturalny chociaż sztuczny, to oczywiście rzeczona choinka. I tak dosyć ciekawie w tym roku wygląda bo Książę postanowił w tym roku ją udekorować i tak mamy np. zawieszone na nim: zielony sznurek do prania, wędka, tygrysek-maskotka, nóż piracki wbity w gałęzie, poustawiane samochodziki małe i duże, medal zdobyty w jakiś zawodach z przedszkola, naklejki „dzielny pacjent” suweniry po odbytych chorobach, czy też szczepieniach…ale najlepszym elementem który podbił moje serce, a na pewno dźgnął serce choinki- jest miecz JEDI. Ma on opcję świecenia albo na niebiesko, albo na czerwono…,jak tak zapali mi ten miecz przebijający naszą choinkę to muszę przyznać, że w tym szaleństwie jest jakaś metoda;), zgrabnie się komponuje z lampkami. Komponuje się na tyle dobrze, że choinka nagle staje się wrogiem. Jak to niewiele potrzeba dziecięciu do szczęścia;). Patrząc rano pod choinkę muszę upewnić się, czy my na pewno mamy ją sztuczną, bo tak się z niej sypie jakby jednak była żywa. Ale po takich bitwach to, aż dziw bierze, że jeszcze stoi. I tak, u nas już stoi choinka od Mikołaja, ale my już np. po tzw. wizycie duszpasterskiej…u nas to z wyprzedzeniem idzie jakoś;)