Dziwny świat, dziwni ludzie. Dziwna też i ja. Więcej cierpliwości, zrozumienia, wyrozumienia, poczucia humoru, podziwu, empatii i jakkolwiek by to nie nazwać- mamy dla ludzi dalszych/obcych niż nam bliskich. Płacz mojego dziecka od razu porusza we mnie struny pod tytułem „rozpieszczone dziecię/znowu wymyśla/ale wymyśla/dajcie mi cierpliwość bo jak dostanę siłę to go rozniosę”, podczas gdy słysząc za ścianą rozdzierający płacz córki sąsiadki od razu z marszu odzywa się we mnie mój wewnętrzny głos „co oni robią tej biednej kruszynce/trzeba przytulić dziecinkę” itp. Bardziej liczymy się z innymi, więcej uwagi mamy dla obcych. W sklepie, na spacerze, w pracy. Nawet w słowach bardziej liczymy się z obcymi niż bliskimi. Bez problemu możemy wyrzygać swoje pretensje i wylać pomyje różnego rodzaju na współmałżonka/współmałżonkę, czy też zwyczajnie wyżyć się za zły dzień- ale już tacy odważni nie jesteśmy np. w pracy. Jakby to właśnie współpracownicy mieli dla nas większą wartość i bardziej liczymy się z ich uczuciami. Czy tylko mi się wydaje, że te proporcje są poprzestawiane do góry nogami, albo też mocno zaburzone? Walczę z takim zachowaniem w samej sobie. Niestety i mi nie jest one obce, ale przynajmniej zdaję sobie z tego sprawę (nie wiem akurat…jeszcze się nie zdecydowałam czy to, że jestem tego świadoma to dobrze, czy jeszcze gorzej), niestety z marnym skutkiem. Powtarzam sobie w głowie jak mantrę, że usłyszenie po raz setny w ciągu dnia „mamo” to przywilej, radość…żeby nie warczeć jak suka „czego?”, chociaż nie raz, nie dwa i nie dziesięć razy na dzień mam ochotę okrutną właśnie w taki sposób odpowiedzieć. Zagryzam policzki, hamuję, powstrzymuję, koryguję jak i zajdzie potrzeba to i przeproszę. W idealnym świecie to powinno być naturalne, lekkie, samoczynne, oczywiste. Ale to mój świat…mój nędzny padół. Ciężko lekko żyć- na co dzień …i od święta.
Dziwny świat.
Opublikowano